Pierwsze dni Vaki w nowym domu. Muszę przyznać, że szybko się zaaklimatyzowała, co bardzo cieszy - tym bardziej, że nie wszystko jest gotowe na przyjęcie psa. Trwa budowa kojca - tempo nie jest jakieś oszałamiające, ale też póki co nie ma takiej potrzeby. Kojec ma być tylko na wypadek jakiegoś wyjazdu, na który niezazbytnio można z psem - np do lekarza, do szkoły itp. Mając na uwadze zdolności Vaki do śrutowania wszystkiego tymi małymi ostrymi ząbkami trochę strach zostawiać ją samą w domu lub samochodzie. Dlatego ten kojec właśnie.
Szkolenie Vaki codzienne póki co ogranicza się do przywoływania małej artystki. No widać, że dźwięk klikera jest jednym z jej ulubionych - aż TAAAAKI uśmiech na tej małej mordce w sekundę po kliknięciu. Problem jedynie z różnorodnością nagród - ona chce WSZYSTKIE. Jednocześnie, po kolei, obojętnie byleby był smakołyk i drapanie i głaskanie i bieganie z wariowaniem...
No ale skoro zasługuje...jak tu odmówić.
Pies przybiega na komendę i siada przed przewodnikiem. Nie wiem jak to jest - jak powinno być - wg jakiś tam regulaminów i konkursów, ale mnie szalenie ujmuje takie zdyscyplinowanie - kradnie serce w jednej chwili.
Koncentracja na człowieku - no widać chyba w oczach, prawda?
A doskonałą nagrodą jest także możliwość unicestwienia czegoś własnozębnie....
Dziś po południu pierwsza wizyta u nowego weta, aż ciekaw jestem co to będzie... :-)
.