*) Vaka – imię islandzkie, ze szwedzkiego - czuwanie, z fińskiego – stabilny, stały, ale także zadzior, a w guarani…. – krowa J. Na Samoa vaka oznacza łódź

środa, 29 czerwca 2011

tymczasem rośniemy....

Godzina pierwsza z brzegu zegara, trzynasta w nocy, a tu pragnienie aportowania… Co za pies! Ale szybko okazało się, że nie aportowania tylko walki o sznurek. I to JAKIEJ walki! Jak tak dalej pójdzie, to we dwójkę wylądujemy w kojcu za zakłócanie ciszy nocnej – oj, no przecież wiem, mieliśmy się nie bawić w domu…. No ale musimy się jakoś poznać, muszę ją jakoś oswoić, ułożyć… Chociaż dotarła do mnie też inna wersja, ale póki co wierzę w to, że to ja psa układam, a nie odwrotnie… :) Na szczęście kojec nadal w budowie, mimo że Euro... no ale co ma zrobić inwestor jeśli coś jakby Covec buduje Cojec… :) ?

Vaka zmienia się przecudnie. Łapy potężnieją, puch zmienia się powoli w coś bardziej przypominającego włosy, a pysk… Kurcze – jeden z najślicznych pysków świata - w weekend porobię fotki, teraz musze wyjechać na dni kilka, nie zdążę przed… Ale ma takie pręgi brązowe od dolnej wargi dwie równolegle do siebie i w dół skosem jakby trochę, no śliczne! Ciekawe, czy wszystkie Hovki tak mają…?

Godzina pierwsza trzydzieści. Hovawart śpi jak gdyby nigdy nic. A ja jak głupi siedzę ze sznurkiem…..



Przypomniało mi się spotkanie z nestorką wyżłowej krainy – oto Vaka AD i Dyba Spokojne Łowisko, tylko niech nikogo nie zmylą proporcje - atakującą stroną jest Vaka :)



.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Zostać Hovawartem czyli niezwykła podróż Vaki Absolutum Dominium. (1)

Chyba do końca świata Vaka będzie pamiętała dzień Najważniejszej Rozmowy w Życiu. Tego dnia, ani deszczowego, ani szczególnie słonecznego Artemis – matka Vaki zawołała ją do siebie. Wcześniej Artemis odbyła już kilka rozmów z rodzeństwem Vaki i na wszystkich spotkanie to wpłynęło w jakiś magiczny sposób. Niby nic się nie zmieniło, nadal biegali, ciągnęli za uszy ostrymi jak szpilki zębami, wyrywali gryzaki i spali razem na kupie w kojcu, a jednak, gdzieś tam głęboko w ich oczach pojawiła się jakaś nieodgadniona mgiełka tajemnicy. Mała nie mogła się już doczekać chwili, w której  pozna ową tajemnicę. Oczywiście nie pytała rodzeństwa, tyle już potrafiła wyczuć, że jest to sprawa zbyt ważna i zbyt osobista aby wtrącać się szczeniackimi pytaniami. Wiedziała, że któregoś dnia matka zawoła ją do siebie, posadzi przed sobą i…. nie, no nie mogła sobie nawet wyobrazić co to też będzie za rozmowa.
-  Niech już, niech już…! – wołało wszystko w środku małego szczeniaka. Tak, cierpliwość nie była jej najmocniejszą stroną.
Tego dnia, gdy Vaka akurat toczyła zażartą walkę o sznurek z jednym z braci, poczuła nagle na karku dotknięcie pyska matki. Artemis zawsze robiła to w szczególny sposób, ani za lekko, ani za mocno, każdy taki dotyk był tak bardzo idealny, że małą przenikało błogie ciepło, aż po sam koniec ogona.
- Chodź ze mną – powiedziała Artemis swoim niskim, aksamitnym głosem. Vaka spoważniała w jednej sekundzie, wypuściła sznurek z pyska i posłusznie podążyła za matką. Podniecenie było takie ogromne, że komórki w jej organizmie odnawiały się chyba sześć razy szybciej niż zwykle, ale nie dawała po sobie poznać. Zimna krew. Ojjjj… jak trudno zachować zimną krew.
- Posłuchaj – rzekła Artemis, gdy usiadły w starym sadzie, w miejscu, w którym mogły liczyć na spokój  – Muszę z tobą porozmawiać o bardzo ważnej sprawie i wiedz, że to co usłyszysz ma ciebie poprowadzić drogą, dzięki której staniesz się Hovawartem.
- Jak to… mamo…? Nie jestem Hovawartem?! – w jednej chwili łzy napłynęły do czarnych jak węgiel oczu.
- Tak, nie przesłyszałaś się maluszku, dopiero staniesz się Hovawartem – rzekła Artemis zmieszana trochę reakcją małej. Poprzednie rozmowy jakoś łatwiej się odbywały, widać że Vaka jest chyba bardziej emocjonalna od rodzeństwa.
- Fakt, że ja, twoja matka jestem Hovawartem, ojciec twój Durio jest znakomitym Hovawartem nie oznacza, że ty, jak i twoje rodzeństwo jesteście Hovawartami. Jesteście dziećmi Hovawartów, a to oznacza, że macie szansę nimi zostać, jednak aby szczeniak mógł zostać Hovawartem musi spełnić jeden warunek. Musisz moja mała Vako …
-Tak mamo, co muszę, co muszę…? -  Vaka nie spuszczała oczu z matki, niecierpliwie chłonąć jej każde słowo, no tak ogromnie chciała się dowiedzieć co musi aby być taka jak Ona
- Musisz mała Vako – powtórzyła Artemis – wyruszyć w podróż. Każdy z nas w swoim czasie wyruszył, nie każdy ukończył, droga jest trudna i niebezpieczna, jednak konieczna aby móc zostać Hovawartem. Musisz udać się córeczko w podróż do… Świętej Góry Hovawart. – Vaka aż otworzyła pyszczek z  wrażenia, bo to czego się tutaj dowiadywała przechodziło jej najśmielsze wyobrażenie.
- W czasie tej podróży – ciągnęła matka -  będziesz miała do pokonania wiele przeszkód, przemierzysz krainy o jakich nie śniłaś i poznasz stworzenia, o jakich nawet nie słyszałaś. Droga będzie bardzo trudna. Jednak gdy dotrzesz do Świętej Góry Hovawart zostaniesz poddana ostatniej próbie i gdy pomyślnie przez nią przejdziesz zostaniesz obdarzona darem, szczególną mocą, którą posiada każdy Hovawart. Tak, każdy z nas posiada pewną unikalną umiejętność, którą może dzielić się z innymi, gdy zajdzie taka potrzeba. Pewnie zastanawiasz się teraz nad tym jaki dar ja posiadam, prawda? Święta Góra Hovawart obdarzyła mnie mocą uciszania wiatru i dzięki temu wszędzie tam, gdzie jest taka potrzeba, wszędzie tam, gdzie znajduje się którykolwiek z Hovawartów potrafię swoim głosem uciszyć najgroźniejszą wichurę. Durio, twój ojciec, posiada inną umiejętność – jego moc pozwala przywołać Strażnika, nieustraszoną istotę mogącą ochronić przed najniebezpieczniejszym atakiem innych stworzeń. To bardzo wielka moc... Vako, jesteśmy twoimi rodzicami, więc mimo, że nie jesteś jeszcze Hovawartem możesz korzystać z naszej pomocy w swojej podróży. Pamiętaj o tym zawsze.
Vaka siedziała oniemiała, trochę wystraszona, a jednocześnie szalenie podekscytowana. Jejku… Jej matka ma tajemną moc, a ona Vaka będzie miała moc, tak jak Artemis, najdoskonalszy, najcudowniejszy  pies jakiego poznała. Mała ani przez chwilę nie zwątpiła w to, że dotrze do Świętej Góry Hovawart. No proszę państwa -  kto jak kto!
Artemis zauważyła błyski w oczach córki, uśmiechnęła się do siebie ze wzruszeniem i  mówiła dalej
- Wiesz, córeczko, to nie będzie łatwa podróż. Żaden szczeniak nie da rady przejść tej drogi samodzielnie, więc od zawsze, od kiedy tylko istniały wędrówki do Świętej Góry Hovawart psu towarzyszył Przewodnik. Każdy szczeniak przed wyruszeniem w drogę musi poszukać sobie i ułożyć swojego Przewodnika. Najczęściej są to ludzie, jednak niekoniecznie – zdarzały się już przypadki, gdy Przewodnikiem było inne stworzenie, jednak człowieka najłatwiej ułożyć tak, żeby był posłuszny. Musisz w drodze dbać o niego, bo mimo tego, że posiada pewne umiejętności, których nam brakuje, to jednak jest to raczej słabe i mało odporne stworzenie, a gdy ukończysz podróż możesz pożegnać się z Przewodnikiem lub zostawić przy sobie na zawsze tak jak ja to zrobiłam. Musicie tworzyć zespół doskonały, musicie nauczyć się porozumiewać bez słów, rozumieć siebie i wspierać, bo tylko w ten sposób dacie radę pokonać trudy i niebezpieczeństwa podróży. Vako – Artemis nieznacznie zmieniła ton – wiem, że jesteś gotowa wyruszyć chociażby dzisiaj jednak musisz starannie przygotować się do drogi. Poświęć proszę kilka dni na poszukanie i ułożenie Przewodnika, niech to nie będzie przypadek tylko starannie dokonany wybór, pamiętaj od tego może zależeć powodzenie całej wyprawy. Dziękuje, że mnie wysłuchałaś córeczko – Ton znowu stał się łagodniejszy - wracaj teraz do rodzeństwa, ale pamiętaj – masz tylko kilka dni…
- Dziękuje mamo – Vaka przeogromnie wzruszona nie potrafiła wykrztusić z siebie niczego więcej. Siedząc jeszcze przez chwilę spoglądała na oddalającą się Artemis, jej własną ukochaną matkę, która miała moc uciszania wiatru. Więc to dlatego ten jej głos jest taki przejmujący i przenikający na wskroś. Vaka podniosła się z trawy i wolno pomaszerowała do kojca. No miała teraz o czym myśleć….

piątek, 24 czerwca 2011

vakaArt

Kolejny ważny dzień w życiu małego zwierzątka – zaślubiny Vaki z morzem. Ech, nie mogę powiedzieć, żeby wielka słona woda przypadła małej do gustu – w zasadzie zamoczenie czubków łap to wszystko na co potrafiła się zdobyć, ale nie czułem żeby się bała tylko raczej brak zainteresowania. Ja też niezazbytnio starałem się ją zmotywować – mokry pies w samochodzie – wiadomo jaka to przyjemność :).

Jakiś czas potem miało miejsce kolejne ekstremalne doznanie – wizyta na „monciaku” w Sopocie. Godzina pierwsza w nocy, dzień zakończenia szkoły i tabuny, hordy wręcz rozrywkowych ludzików. No przebić się przez to towarzystwo to sztuka nie lada, szczególnie, gdy posiada się ślicznego szczeniaka.
- Oooo… Jaki ładny pieseeeek… No zobaaaacz jaka mordkaaa… Achh… A to rasowy? A mogę dotknąć? – to taka w spódnicy
- Ojej.. No śliczny.. (piesek – nie ja ) A jaka to rasa? Hovart? Suuupeeeer! – koleżanka w leginsach i jej duży facet. Facet nie miał najmniejszej ochoty na kontemplacje zwierzęcia, z rozkoszą raczej rozwaliłby mi coś, ze to, że ta w leginsach nie zajmuje się nim tylko jakimś Hovartem. Nie mógł jednak dać po sobie poznać, bo z uroczego oczekiwania nagrody wyszłyby nici
- Duzy będzie – rzekł on – widać po łapach. Wielkie łapy, wielki pies!
Dziewczynie w leginsach więcej nie było trzeba. Silny, ma kasę i zna się na ślicznych pieskach. Wrażliwy musi być. Kiedyś może oni będą mieli takiego pieska. Dom, basen i pieska. Może nie takiego bo nie wiadomo czy Chowart czy Hwart, ale może takiego żeby można mu kokardki…mmmmm…
- Duży będzie - potwierdzam i przebijam się dalej, a za plecami słyszę jeszcze – Kaaaśkaaaa…! Zobacz tego pieeskaaaa…!
I tak kilkadziesiąt metrów.... - wydaje się niewiele, prawda..?


Klik – Nagroda. No zasłużyłem!






.

czwartek, 23 czerwca 2011

Incepcja

Sny różnią się od rzeczywistości przede wszystkim logiką. Nie wiem czy inną logiką, czy jej brakiem, jednak różnica jest zauważalna. Oto krótki przykład z udziałem małej Vaki:

===============================================================
Któregoś razu, w środku nocy obudziłem się dziwnie obolały jakby mnie jakaś straszliwa machina powyginała we wszystkie strony. Z pewnymi problemami, ale udało mi się obrócić na drugi bok i wszystko stało się jasne. Vaka. Rozwalona na pół kanapy, oczy otwarte, wzrok skierowany na mnie i jej taki trochę od niechcenia głos:
- Mógłbyś się trochę posunąć.
Ja pierdziu! Vaka powiedziała do mnie, żebym się posunął! Ale jak to możliwe??!! Leżałem przez dłuższą chwilę próbując ogarnąć zagadnienie. Im bardziej myślałem, tym mniej rozumiałem.
- No..? Głuchy jesteś..? Posuń się trochę, bo spadam. – i przeciągłe ziewnięcie Vaki demonstrujące pogardę dla mojej osoby.
Byłem pewien, że cos jest nie tak, tylko nie potrafiłem tego wytłumaczyć, ale powoli, krok po kroku zaczęło we mnie kiełkować, potem rozwijać się przeczucie, przechodzące z wolna w pewność, że to tylko... sen. Śmieszny sen, dziwny sen, ale sen.
- Taaak… to mi się tylko śni - uśmiechnąłem się sam do siebie -  to przecież niemożliwe żeby to była prawda, przecież…. przecież Vaka nie potrafi wejść na kanapę….!
===============================================================


Ani przez sekundę nie zadziwiło mnie to, że ona mówi….






.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

hej, hej...

Dzień quasiekstremalny. Spotkanie z koniem z pewnością wpłynęło pozytywnie na proces socjalizacji malej Vaki. Jednak żyjemy w Polsce - nie można chować psa pod kloszem :)
Wybraliśmy się zatem na spotkanie z... piłką nożną. A gdzie piłka tam i kibice.
Żeby jednak nie przegiąć z ekstremum doznań wycieczka dotyczyła zawodów dla piłkarzy do lat 11 i adekwatnych do tego wieku kibiców. Nie obyło się jednak bez kilkuletnich "kiboli" :), którzy podskakując z gołymi klatami wrzeszczeli : "Hej! Hej! Kto nie ska cze ten zpo li cji Hej! Hej! kto nie.... " itd
Strasznie śmieszny widok. Niech nie dorastają...
A Vaka spała między ławkami


gdy na boisku mój chrześniak Olek walczył jak lew


i to w swoje urodziny. Wszystkiego dobrego!

Po meczach kolejne odwiedziny w wyżłolandii, gdzie jednak bez jednej wyżlicy - Hagi i Władcy Krainy, który wraz z Pierwszą Damą spełniał się eksterierowo na międzynarodowej wystawie psów rasowych w Szczecinie.
No i kolejny sukces. No i wyżły górą.... cholera...

:)
no dobra - Gratulacje!

A teraz bardzo, ale to bardzo regionalne wybory miss.
Pierwsza (i jedyna) kandydatka - Vaka. Walczy o pokój na świecie i o głód (czy jakoś tak :-) )



No czyż można piękniej reprezentować Ziemię we Wszechświecie?




Zanim pomyślisz, że można - zastanów się dobrze, bo Vaka ma rzeszę fanatycznych wielbicieli... :-)

Hej! hej! kto nie ska cze ten zpo li cji hej! hej! kto nie ska cze ten zpo.....


.

niedziela, 19 czerwca 2011

pragnienia, marzenia i to, co nas rozprasza

Wszystko.

i tu mógłbym zakończyć notatkę...


No ale to jakoś trzeba rozwiązać... Problem w tym, że samoloty na wysokości przelotowej 12km także są o wiele bardziej atrakcyjne niż szkolenie. No dobra - dla mnie czasem też...wszak któż nie jest fanem A380?
No, ale żeby pies?

Trochę zaczynam rozumieć problem Vaki. Została zabrana z bandy szczeniaków ciągnących za uszy i kark do domu, gdzie 5 kotów... A wiadomo jak to wygląda - koty focha strzelają i nie będą się bawić ze szczeniakiem - bo gryzie i rzuca się i nie potrafi wskakiwać na murek lub stół na tarasie - takie trochę brzydkie kaczątko...
No każdy by się podłamał, ale Vaka jest jednak nieugięta. Podczas wieczornego spaceru próbowała po raz kolejny zintegrować się z kotowatymi. W pewnym momencie zauważyłem, że Vaka naśladuje jednego z nich. On siedzi - ona siedzi. On się przyczaja do skoku na drugiego kota - Vaka momentalnie "leży" płasko na trawie i tylko tylne łapy przygotowane do błyskawicznego startu. Normalnie kot! Jeśli wejdziesz między wrony... :)
Muszę chyba porozmawiać z Vaką o jej dziedzictwie i obowiązku kultywowania czegoś tam. Póki co szczeka jeszcze, ale nigdy nie wiadomo...

Ale słuchanie komend... hmmm... niekoniecznie ulubione zajęcie.. tak w zasadzie jednym uchem, co czasem wyraźnie widać :



Jest jednak jeden cel w życiu małego szczeniaka nadrzędny. Próba za próbą i :
- Niepowodzenia mnie tylko wzmacniają i kiedyś nadejdzie ten dzień, że uda się, powiadam Wam jako Vaka,
że
kiedyś nadejdzie ten dzień,
w którym
( o kurcze głos w pysku mym psim aż ze wzruszenia sie załamuje)
że
ach....
że sama
zupełnie 
ja
wdrapię się na 
na...
na....
na kanapę  -  w salonie...!


No TEGO pragnę jak żyję...!!!








i wierzcie lub nie - to może być prawda... :-)



.

sobota, 18 czerwca 2011

Vakowa Obietnica Niemyślistwa = VON

Czego ja oczekuję od Vaki? Ano tego, żeby była jak hovawart. A w zasadzie bardziej nawet hovawArt.
Temperament obiecujący doznania i dusza niezależna artystycznie. Tyle mi mniej więcej wynikło z analizy cech charakterystycznych dla rasy. Jeżeli nie uda mi się ułożyć Vaki tak, żeby nie goniła saren, to będę musiał ogrodzić działkę w końcu... A tego (jak już wiadomo) mi się nie chce...

Dzisiaj odwiedziła ogród całkiem przyjemna parka :



Wyżeł - wiadomo zwariuje od razu ze szczęścia i pogna nie bacząc na... w zasadzie nieważne - wyżeł MA pognać...

Hovek.. no cóż... zadowoliłbym się jego subtelną kontemplacją... :-) Czy mogę na to liczyć?
W zasadzie jeżeli od młodości wczesnej wychowywać się będzie ze zwierzyną łowną to jest szansa, że zaakceptuje, zaadoptuje, czy coś..
Tak, wiem, pewnie "czy coś" najpewniej...



Vaka na stanowisku ze średnio górnym wiatrem czuje niewąską gonitwę....

Powrót mój dzisiaj do domu i powitanie:
- Vaka podarła mi spodnie, rozumiesz? spodnie!
- A Vaka zepsuła mi zamek i twierdzę, ale powiedziałem sobie, że to Niemcy zaatakowali...
- A mi Vaka przegnała koty - no jak mam je teraz szkolić?!

hmmm...

może niech goni te sarny....

piątek, 17 czerwca 2011

w domu, zagrodzie i w gościach

Budowa kojca - ciąg dalszy. Od dwóch dni z niepokojem zauważam u Vaki przesympatyczną skłonność do kopania w ziemi. Zjawisko to stawia pod znakiem zapytania dotychczasową koncepcję budowy kojca - chyba nie obejdzie się bez solidniejszej podmurówki... Ech.... a tak mi się nie chciało. No i oczywiści opóźni to oddanie gotowego obiektu, ale myślę, że na Euro2012 zdążymy.
Wczoraj, późnym wieczorem, odbyła się konferencja prasowa władz UEFA na temat naszej inwestycji, podczas której Michael Platini z zadowoleniem stwierdził :


- Oui, nous sommes tous d'accord qu'il serait bon Kojec Dla Vaki. Nous voyons - ici enl'UEFA - qui font l'impossible pour les championnats Euro2012 ont été les premiers, si bien préparés à l'événement. (Tak, wszyscy się zgadzamy, że to będzie dobry Kojec Dla Vaki. Widzimy - tu w UEFA - że dokonujecie niemożliwego, aby mistrzostwa Euro2012 były pierwszą, tak doskonale przygotowaną imprezą.) tłumaczenie - tłumacz google
Trzymaj kciuki Michael..!

A Vaka po odwiedzinach u weterynarza ("że też musicie zawsze jakąś taką rasę, której nikt inny nie ma") pojechała z wizytą do kolejnego małego szczeniaka. W zasadzie to nie szczeniak tylko kotek i nie mały, bo dwumiesięczny kot_leśny_norweski - całkiem, całkiem spory :-). Docelowo ma mieć 10 kg ciała nie licząc imponującego ogona. >>niesamowity<<, prawda?
Vaka przywitała się także z O-GROM-NYM (!) owczarkiem niemieckim, bardzo długowłosym i nawet zaciekawionym małą koleżanką. W przeciwieństwie do innych osobników delegacji Vaka nie wykazała strachu przed olbrzymem z wielką paszczą - no chwała jej za to ogromna.
Późnym popołudniem kolejna atrakcja dla małej hovawartki - odwiedziny u ciotek z hodowli Spokojne Łowisko, w której trzy niesamowite wyżlice niemieckie szorstkowłose (z wyglądu szorstkie - w obyciu kochane bardzo) przywitały Vakę z ogromnym zainteresowaniem. Jedna z ciotek będąc właśnie w połowie ciąży  nie ukrywała, że średnio zadowolona jest z atencji jaką wzbudzała u Vaki. Ale mała nic sobie z tego nie robiła obwąchując i podszczypując ciotkę, narażając się tym samym na karcące kłapnięcia paszczą ciężarnej wyżlicy. Myślę, że jeszcze kilka wizyt/rewizyt i się dogadają, tym bardziej, że jeden ze szczeniaków z tego miotu zamieszka z Vaką w domu. Śmiem jednak twierdzić, że pewność siebie Vaki wśród tylu obcych, dużych psów pozwala przypuszczać, że cecha hovawartów do dominacji nie jest li tylko legendą. Da sobie radę mała Vaka. Zresztą mina Michaela mówi dokładnie to samo.... :)

.

czwartek, 16 czerwca 2011

i kto jest małym matołkiem...?

Pierwsze dni  Vaki w nowym domu. Muszę przyznać, że szybko się zaaklimatyzowała, co bardzo cieszy - tym bardziej, że nie wszystko jest gotowe na przyjęcie psa. Trwa budowa kojca - tempo nie jest jakieś oszałamiające, ale też póki co nie ma takiej potrzeby. Kojec ma być tylko  na wypadek jakiegoś wyjazdu, na który niezazbytnio można z psem - np do lekarza, do szkoły itp. Mając na uwadze zdolności Vaki do śrutowania wszystkiego tymi małymi ostrymi ząbkami trochę strach zostawiać ją samą w domu lub samochodzie. Dlatego ten kojec właśnie.

Szkolenie Vaki codzienne póki co ogranicza się do przywoływania małej artystki. No widać, że dźwięk klikera jest jednym z jej ulubionych - aż TAAAAKI uśmiech na tej małej mordce w sekundę po kliknięciu. Problem jedynie z różnorodnością nagród - ona chce WSZYSTKIE. Jednocześnie, po kolei, obojętnie byleby był smakołyk i drapanie i głaskanie i bieganie z wariowaniem...
No ale skoro zasługuje...jak tu odmówić.


Pies przybiega na komendę i siada przed przewodnikiem. Nie wiem jak to jest  - jak powinno być - wg jakiś tam regulaminów i konkursów, ale mnie szalenie ujmuje takie zdyscyplinowanie - kradnie serce w jednej chwili.
Koncentracja na człowieku - no widać chyba w oczach, prawda?

A doskonałą nagrodą jest także możliwość unicestwienia czegoś własnozębnie....



Dziś po południu pierwsza wizyta u nowego weta, aż ciekaw jestem co to będzie... :-)

.

dlaczego tak...?

Hovawart – taka rasa w zasadzie niezazbytnio kojarzona. Łukasz mówi, że golden, jego Kasia mówi, że golden (no, a jak ma mówić Kasia, skoro to jego – Łukasza -  Kasia) a przecież hovawart to nie pies myśliwski (w przeciwieństwie do golden retrivera…J)
Właśnie ta niemyśliwskość była jedną z kluczowych cech przy wyborze rasy. Za trzy miesiące przybędzie do nas wyżeł niemiecki szorstkowłosy  -  no totalnie łowieckie narzędzie. Trzeba było coś w kontrapunkcie, mniej goniącego za zwierzyną leśną. Po dogłębnej analizie okazało się, że jest tylko jedna rasa… hovawart. 
I pomyśleć, ze wcześniej o hovawartach nie słyszałem, a tu okazuje się, że to najwłaściwszy stworek…hmmm… jak niewiele wie człowiek o sobie…

Matka Vaki - Artemis
To zdjęcie zupełnie nie oddaje wspaniałości tego zwierzęcia. W bezpośrednim kontakcie ma się wrażenie obcowania z istotą absolutną - no jak tu się nie przytulić do tak wspaniałego psa.... Nie wiem czy ta sztuka jest w ogóle możliwa.
ARTEMIS du Domaine Jarette - tak, to jedno z najdoskonalszych stworzeń planety Ziemia...

Ojciec Vaki - Durio
Durio vom Schirninghof - nie znam człowieka osobiście - znaczy psa, ale wygląd, prezencja, że ho ho !
No zapowiada się cudnie mała Vaka...

środa, 15 czerwca 2011

a zaczęło się od...

... zupełnie innego bloga :
http://hovawart-blog.blogspot.com/
                                              a może nie tak zupełnie innego....?

Przez chwile wydawało się, że blog będzie miał tytuł VERWAcyjnie, ale udało się poodkręcać - a prawie prawie mielibyśmy Verwę zamiast Vaki.
Verwa jest cudownym psem jeżeli chodzi o charakter, temperament i tylko problem z zapanowaniem nad nią. To taki pies, który jest wszędzie i wszędzie i wszędzie.
I wszędzie jest. I zawsze.  :-)
A Vaka? No cóż... To jest postać! Może nie tak dynamiczna jak Verwa, ale hmmm... Gwiazda. Tak , to chyba właściwe określenie.... Nie da się jej nie uwielbiać (no chyba, że jest się bardzo przywiązanym do wszystkich luźnych przedmiotów walających się w zasięgu jej pyska). Myślę, że Vaka wychowa nas błyskawicznie - swoim klikerem w paszczy :-)
A niech tam... warto...!

Vaka(*) Absolutum Dominium - Hovawart blond  - 15.04.2011 - no to się teraz zacznie....  (wszak przydomek zobowiązuje... :-))