Wiosna prześwietnie ukoloryzowała dolinę. Wierzby oklejone pączkami wyglądają z daleka jak zamszowe, ziemia jeszcze bura jakaś i tylko iglaki soczyste, może trochę traw i zboże niewymarzłe...
Tak jakoś pomiędzy nami, a tą skarpą na horyzoncie jest Wisła. Nie widać jej, ale czuć, że jest. Płynie nieopodal niosąc opowieści z "dolnej" części kraju. I fajnie, bo bardzo tu czekamy na jakiekolwiek informacje z południa...
A w tle tłoczymy CO2 w atmosferę i zapewne mnóstwo innego nieszczęścia:
A oto nasze spacerowe łąki poprzecinane jak szachownica rowami melioracyjnymi. W co drugiej wierzbie pewnie bywał Rokita czy inne licho - przynajmniej tak z bliska wyglądają, ale tak naprawdę to kraina opanowana przez krety. Podobno gdzieś w okolicy mają swój ratusz, główną kaplicę i dom handlowy. A dookoła miliony kretowisk...
i powiększenie na kretowiska rzeczone... :
No, ale gdzie tu Vaka...?
Jest, jest. Trochę ubezwłasnowolniona, bo cieczka, pierwsza, zadziwienie wielkie i zmiana w zachowaniu bardzo. Taka przymilna teraz, przytulna... I łakoma. I to jak!!!
I nawet "waruj" wykonuje za skrawek protein i węglowodanów.
Ech... dobrze być facetem jednak :-)
Taka jestem Wielkanocna
Przytyłam? Boże, przytyłam! I jak ja się pokażę?!! I w czym?!!!
Oj głupiutka Vaka... A taka śliczna.....
.